niedziela, 17 lipca 2016

spodnie dresowe numer dwa...

W końcu udało mi się znaleźć chwilę, a dokładniej pół dnia, i uszyć spodnie dresowe dla Młodego. Materiał zakupiłam już jakiś czas temu i w końcu go spożytkowałam. 

Syn jest dzieckiem drobnym, więc spodnie sklepowe z reguły były na niego za szerokie. Nawet jeśli miały sznurek w pasie i mogłam je regulować to zdarzało się, że po ściągnięciu ich tworzyły się "balony" na nogawkach. Wyglądało to lekko mówiąc brzydko. 

Spodnie numer jeden uszyłam już kilkanaście tygodni temu, jednak ich pokazywać nie będę. Była to moja pierwsza uszyta część garderoby, więc ich wygląd pozostawiał wiele do życzenia. Synowi jednak się podobały, na szczęście, i chodzi w nich do dziś.. 

Te są, o niebo, ładniejsze. Nawet mąż powiedział, że te wyglądają jak spodnie w końcu. Mi też się podobają. Są równe, proste, ściągacze są zszyte prosto... Oczywiście jest kilka mankamentów. Przykładowo, gdy chciałam obszyć miejsce na dziurkę w pasie okazało się, że albo ja nie umiem obszywać dziurek na maszynie szyjąc na gotowym ściągaczu ze sklepu albo po prostu na ściągaczu nie obszywa się dziurek na maszynie. Która opcja jest dobra nie wiem. Niemniej jednak zrobiłam po prostu dziurkę w ściągaczu (w miejscu, gdzie musiałam spruć nieudane obszycie dziurki) i nie jest ona nijak obszyta. No i dziurki nie są swoim lustrzanych odbicie i nie są oddalone od środka spodni o dokładnie taką samą ilość cm. No niestety... 




Może kiedyś nabiorę wprawy i będą to spodnie idealne. Tym bardziej, że jeszcze kilka materiałów czeka na swoją kolej. 

Nadmienię tylko, że nie korzystałam z gotowego wykroju, a stworzyłam go sama na podstawie internetowych podpowiedzi znalezionych na przeróżnych blogach oraz obecnie używanych spodni syna. Dla mnie to także spory sukces, bo przygodę z szycie dopiero zaczynam.

Zdjęcie zrobione bez prasowania. Nie zdążyłam uprasować, bo ledwie zrobiłam to pierwsze zdjęcie to Młody je założył, a gdy je założył to zaraz w bliżej nieokreślonych okolicznościach oblał się wodą i spodnie trzeba było zdjąć i wyprać. Teraz schną na suszarce... 

Podobają się Wam?

poniedziałek, 11 lipca 2016

Rodzic czyta... oraz szyje... a przynajmniej próbuje. ..

W sobotę z samego rana, razem z mężem wyruszyliśmy na polowanie... do Lidla
 Od jakiegoś czasu marzyła mi się maszyna do szycia - taka moja własna ulubiona cudowna i wspaniała. Mąż, jak to mąż,  myślał, że jestem jedyną wariatka w mieście,  która będzie na otwarciu sklepu w celu zakupu maszyny. Ja się nie łudzilam
 Oczywiście, że nie byłam jedyna. 

Punktualnie o 8 drzwi się otworzyły i "ruszylismy". Część ludzi zapomniała o swoim człowieczeństwie i tratowała potencjalna konkurencję po drodze, a dla lepszego efektu i z łokcia mi się dostało od "niby-kobiety". Dotarłam do kosza z maszynami, a mąż dzielnie mnie wspierał z bezpiecznej odległości.  Najpierw zobaczyłam dwie maszyny w kolorze białym i od razu jedną z nich podałam mężowi. Druga momentalnie została przechwycona przez inną panią w geście i uśmiechu porozumienia. Wtedy spojrzałam na bok i zobaczyłam jeszcze jedna, tyle że fioletową. Na szybko ją obejrzałam, co w porywach trwało może z pół minuty i juz znalazła się osoba chętna na tę maszynę, które ja brać nie będę... zdecydowałam się na białą. Pierwszy wybór najlepszy, a zresztą fiolet nie jest moim ulubionym kolorem. Dodatkowo mąż określa go mianem koloru "całuńskiego" od całunu turyńskiego. 

Tym sposobem spełniam swoje małe marzenia. Co mnie także cieszy zostało ono w całości zasponsorowane przez prywatne fundusze współmałżonka, a nie ze wspólnego budżetu. 


Po powrocie do domu od razu spakowane mamie jej maszynę i jeszcze tego samego dnia ją oddaliśmy.  Teraz tylko na niej szyć. Planów jest sporo. Jestem zupełnym laikiem i początkującym w tym temacie. Póki co uszylam spodnie baggy dla starszego syna oraz przebranie pirata (spodnie i kamizelkę) dla młodszej latorośli.

Obiecuje rozwinąć się w tym temacie i pokazywać, gdy coś będzie warte pokazania. 

Póki co jestem przeszczesliwa...

piątek, 8 lipca 2016

Kropki... kropki... i kropeczki...

Matka przepadła. 

Któż z nas nie potrzebuje się czasem zresetować? Wyłączyć się i nie myśleć o tym wszystkim co dookoła, w domu, w pracy, na podwórku? Nie zawsze mamy czas i możliwość wyjechania w przysłowiowa dzicz i wyłączenia wszelakich urządzeń internetowo-telefonicznych. Ale ja znalazłam inny sposób na "wyciszenie się. Taki zastępczy, nie jest równoznaczny i tak samo działający. Ale jest i pozwala się odstresować.

Kropki... Kropki... i kropeczki... lubiłam od zawsze. Sukienki w grochy, obrazki tworzone z różnobarwnych kulek plasteliny, i pościel z Ikei w kropki też lubię. 

Gdy u Ejotka przeczytałam o zabawie "połącz kropki" zaczęłam szukać jej w miejscowych sklepach i kioskach. Jak się można było spodziewać nie znalazłam, co mnie zbyt nie zdziwiło, bo na "mojej" wiosce trudno o tego typu rozrywki. Na szczęście zostaje jeszcze internet i księgarnie internetowe. Poczyniłam zamówienie. Jak się można spodziewać kupiłam jeszcze kilka książek i książeczek z zadaniami dla syna. Cóż takie życie, przynajmniej raz za przesyłkę zapłaciłam. Dla siebie nabyłam taką pozycję...

Połącz kropki Terapia - David Woodroffe



Za radą Ejotka kupiłam też cienkopis przeznaczony tylko do kropek mimo że nie jest on nijak specjalny. Biada temu kto weźmie go w innym celu. Jest mój kropkowy i kropka... 

I wpadłam. Od razu chciałam spróbować co to i czym mi się tak spodoba. Bo może przecież okazać się, że to rozrywka zupełnie nie w moim stylu... okazało się, że jak najbardziej w moim stylu i polubiłam ją od pierwszej kartki. 

Niesamowite jest to, że obrazki tworzą się takie dokładne, takie śliczne i że tworzę je ja sama i to tylko dzięki łączeniu kropek. Nie są idealne, bo niejednokrotnie zdarzy mi się pomylić cyferkę (przykładowo 272 połączę z 373 zamiast z 273). Lecz mnie to nie zraża. W końcu ja też idealna nie jestem. Z tego powodu najlepiej oglądać je z pewnej odległości, żeby niedociągnięcia mniej rzucały się w oczy. 

Zabawę polecam wszystkim fanom tego typu rozrywek. Warto... Naprawdę warto... Obrazków jest dużo, bo aż 127. Kartki są grube, więc mój cienkopis nie przebija na drugą stronę.

A poniżej kilka z moich dzieł kropkowych...

Dziewczyna z koniem



Matka i dziecko



Dziewczynka i kotek



Dzieci



Splecione ręce



środa, 22 czerwca 2016

Klocki - wafle

Dziś będzie o czymś innym, bo Rodzic nie tylko czyta - Rodzic się także bawi z dzieckiem.

Jak w każdym domu, gdzie mieszka dziecko, tak i u nas zabawek jest od ogroma. Staramy się kupować coś tylko z przeróżnych okazji. Bez "powodu" kupujemy tylko książki. I tak mimo tego założenia gadżetów zabawkowych jest sporo. Tak przynajmniej mi się wydaje. Pocieszam się jedynie tym, że są inni rodzice, którzy twierdzą, iż moje dzieci mają za mało zabawek i czym one się w ogóle bawią? Otóż bawią sie tym co mają i wiecie co? Przynajmniej Chłopcy wiedzą, co mają i nie rzucają nowej zabawki w kąt zapominając o niej po kilku razach.

W tym roku długo myślałam nad tym, co kupić Chłopcom na Dzień Dziecka. Chciała, aby była to jedna zabawka zarówno dla Starszego jak i dla Młodszego Syna. Chciałam też, żeby nie kosztowała zbyt wiele. I chciałam jeszcze, aby nie rozpadła się w zastraszająco szybkim tempie. Myślałam długo. Mąż niestety nie jest zbyt pomocny w tej kwestii i zostałam pozostawiona sobie sama. Wymyśliłam w końcu.

Kupiłam klocki - wafle. O takie, tylko większą paczkę...

..i był to strzał w dziesiątkę. Chłopcy je pokochali. Nie ma dnia, żeby nie mieli ich w swoich małych rączkach. Radzi sobie z nimi Młodszy syn (niecałe półtorej roku), który składa dwa do siebie i ma wielką radość z tego powodu. Starszy syn (prawie cztery lata) buduje z nich przeróżne konstrukcje. Były już wieżowce, budynki, garaże, samoloty, baaa było nawet lotnisko. Dziecięca wyobraźnia nie zna granic w tym temacie. 

Przy najbliższej wizycie w większym sklepie na pewno dokupię jeszcze inne zestawy takich klocków. Pobuszowałam troszkę po wszechwiedzącym internecie i znalazłam i już wiem, że są takie komplety ze zwierzątkami, z pociągami i tym podobne. Młody (Starszy Syn) niedługo będzie miał urodziny, więc prezent jak znalazł.

Ostatnio nawet Babcia podpatrzyła Młodego podczas zabawy tymi klockami i także zażyczyła sobie komplet do siebie do domu, co by mogli się razem nimi bawić. 

Ogromnie polecam takie klocki. U nas sprawdziły się w obu przypadkach wiekowych, co też się, przynajmniej jak dla mnie, wielkim plusem. Złożone konstrukcje są trwalsze i bardziej odporne niż budowle z Lego czy Lego Duplo. O wiele łatwiej przenosi się je z jednego miejsca na drugie. Powstała kostką można bez problemu turlać. Szczrze? Nie widzę minusów :)

wtorek, 10 maja 2016

Prezentowo dla Przedszkolaka

Jest maj, więc następny będzie czerwiec. A czerwiec to oczywiście Dzień Dzieciaków. Moje pociechy z tej okazji nie dostają ogromnych prezentów. Zdecydowałam, że dostaną książki. Dla Starszego lista pozycji "must have" jest dłuuuga.. Dla Młodszego nie ma tej listy wcale. Młodszy Syn ma swoje książeczki odziedziczone po bracie, ale nie wykazuje nimi większego zainteresowania. Czasem przyniesie i pooglądamy, poudajemy pieska, kotka czy też inne zwierzątka i na tym pęd to literatury się kończy... Za to Starszy uwielbia książki i dzięki Niemu mogę poszaleć w księgarniach. Oto i moja lista.

Do czego służy kotlet? -wydawnictwo Adamada



O wilku który chciał zmienić kolor -wydawnictwo Adamada



Wesoły ryjek i wynalazki -wydawnictwo Media Rodzina



Miś Uszatek -wydawnictwo Nasza Księgarnia


Świerszczyk. Wielka księga -wydawnictwo Egmont



Mieszkamy w książce -wydawnictwo Babaryba


Złamałem trąbę -wydawnictwo Babaryba



Dobranoc Albercie Albertsonie -wydawnictwo Zakamarki



Mała encyklopedia domowych potworów -wydawnictwo Nasza Księgarnia



7 opowieści, aby pozbyć się złości i ukoić smutki - wydawnictwo Olesiejuk




Nudzimisie - wydawnictwo Skrzat



Plastusiowy pamiętnik - wydawnictwo Siedmioróg


Tappi i urodzinowe ciasto - wydawnictwo Zielona Sowa



Sporo tego prawda? Może Babcie się dorzucą i będzie łatwiej przełknąć kwotę. Takie moje marzenie.....

Macie coś? Polecacie? Odradzacie?

poniedziałek, 9 maja 2016

Segregujemy z Rudą

Tytuł - Segregujemy z Rudą
Ilość stron -19




Kolejna pozycja Misiakowej Biblioteki czyli biblioteki "naszego" Żłobka. Syn upatrzył sobie właśnie akurat tę książeczkę, więc tym razem tę wzięliśmy do domu.

Zapraszam Was na spotkanie z Rudą. Kim jest Ruda? Oczywiście rudą wiewiórką mieszkającą w Rudzie Śląskiej. A do tego bardzo mądrą i sympatyczną wiewiórką.

Spotykamy ją pod przedszkolem na jeden z rudzkich dzielnic. Ruda nauczy nas czym jest recykling i segregacja śmieci, co wrzucamy do poszczególnych pojemników oznaczonych danym kolorem. Przy tzw okazji dzieci dowiadują się, jaki wygląda graficzny znak reprezentujący miasto, w którym mieszkają. 

Książeczka jest bardzo pouczającą pozycją. W prosty sposób przekazuje dzieciom podstawowe zasady segregacji. Nie ma tu górnolotnych i wyszukanych słów. Pojemnik po jogurcie nazywany jest po prostu pojemnikiem po jogurcie, a  pielucha jest nadal pieluchą. Wszystko po to, żeby dzieci zrozumiały i nie musiały zadawać zbędnych pytań. Wszystko opatrzone jest ilustracjami obrazującymi dany tekst, widzimy co wolno wrzucać (strzałka w stronę kolorowego pojemnika) i czego wrzucać nie wolno (przekreślenie w kolorze czerwonym). Treści przekazywanej jest naprawdę dużo, nie wiem czy nawet nie za dużo jak na mojego starszego syna, ale jak zapamięta choćby część to i tak wielki sukces. Za to dla starszych dzieci to istne kompendium wiedzy z zakresu recyklingu i segregacji.

Bardzo ciekawa książeczka. Polecam.. i wielki ukłon dla ludzi, którzy pomyśleli o najmłodszych także w tym temacie...




piątek, 29 kwietnia 2016

Świat w obrazkach - Ludzkie ciało

Tytuł - Świat w obrazkach - Ludzkie ciało
Wydawnictwo - Olesiejuk
Ilość stron -127
Rok wydania - 2014


Kiedyś będąc na zakupach w supermarkecie, jak zwykle, zatrzymałam się przy książkach dla dzieci. Moją uwagę skupiła właśnie ta pozycja. Książka o ludzkim ciele. Po szybkim przejrzeniu wydawało mi się, że jest to jakby kontynuacja serii Obrazki dla maluchów. Wydawnictwo to samo, tylko bardziej dokładna, grubsza i dedykowana starszym dzieciom.Gdy obejrzałam ją w domu wydało mi się, że syn (wtedy trzy lata) jest jeszcze na nią za mały i schowałam do "magicznego pudełka" z rzeczami na później. Po kilku miesiącach książkę wyjęłam z pudełka i dałam synowi. Był szał i obecnie czytamy ją codziennie. 

Książka składa się z czterech części, choć są one ze sobą powiązane. W końcu wszystkie rozprawiają o jednym - ludzkim ciele. Tekstu nie jest za wiele, co pozostawia ogrom możliwości dla rodzica. Są obrazki przedstawiające zagadnienia z danego działu. Ja opowiadam do nich synowi co wiem na dany temat. Staram się, aby był to sposób przystępny dla niego (a z racji mojego medycznego wykształcenia różnie to bywa). Czasem mnie poniesie, ale wtedy syn robi dziwną minę i wiem już, że się zagalopowałam. Jest rozdział o narodzinach, ciąży, dojrzewania i różnicach płci, który to syn przerabia jedynie z ojcem - takie męskie sprawy.

Książka prócz zdawkowego tekstu i obrazków, zawiera także zadania i zagadki do wykonania. Jest to taka odskocznia od "medycyny". 

Polecam tę pozycję. Naprawdę warto kupić dziecku i razem z nim przerabiać kolejne strony. Mój starszy syn wykazuje naprawdę ogrom zainteresowania i sam domaga się kolejnych "razów" z "żółtą książeczką". 

W serii "Świat w obrazkach" jest więcej tytułów. My posiadamy tylko ten jeden. Wydaje mi się jednak, że ten stan rzeczy zmieni się i będziemy wybierać kolejne z nich.

czwartek, 28 kwietnia 2016

Lokomotywa - Julian Tuwim

Tytuł - Lokomotywa
Autor -  Julian Tuwim
Wydawnictwo - Skrzat
Ilość stron -10
Rok wydania - 2013



Stoi na stacji lokomotywa, ciężka, ogromna i pot z niej spływa - tłusta oliwa.

Chyba każdy z nas zna ten wiersz, a przynajmniej jego początek. Mój starszy syn także potrafi wyrecytować około połowy tekstu, a na trzy i pół roku. Wpada w ucho i zostaje z nami na dłużej. A przy dziecięcej fascynacji koleją jest to lektura wręcz obowiązkowa.

Był czas, gdy książeczkę tę czytaliśmy codziennie, teraz jest przerwa, co nie oznacza, iż nie wrócimy do niej np. jutro bądź za miesiąc. Wszystko jest możliwe. Ja sama zapomniałam o niej w natłoku innych pozycji na półce. Przypomniało mi się, gdy na popołudniowych zajęciach w przedszkolu na warsztat zostały wzięty właśnie ten wiersz. O dziwo syn pamiętał tekst i potrafił powiedzieć "conieco".

Książeczka ma twarde kartki, cała jest z tych twardych i trudnozniszczalnych. Ułatwia to czytanie, oglądanie, przeglądanie i ogólną zabawę, gdy dziecko jest jeszcze z tych młodszych. Na naszej "Lokomotywie" są nawet odciśnięte zęby syna. Musiał jej posmakować. Przetrwała jednak i to. Jej ogólny stan oceniam na bardzo dobry.

Książka jest ładnie ilustrowana. Posiada zróżnicowany tekst. Niektóre linijki są innego rozmiaru bądź koloru, co przykuwa uwagę dziecka. Ilustracje są jasne i przejrzyste. W bardzo łatwy sposób obrazują, co dzieje się w wierszu.

wtorek, 12 kwietnia 2016

Chcę się uczyć - miasto

Tytuł - Chce się uczyć - miasto
Wydawnictwo - Olesiejuk
Ilość stron -12
Rok wydania - 2013

W naszym żłobku powstała biblioteczka. Dzieci mogą wypożyczyć sobie książkę do poczytania w domu i oddać, gdy lektura będzie już "przerobiona". Wtedy za każdą książeczkę dziecko dostaje naklejkę misiaka. Z racji tego, że młodszy syn nie umie jeszcze sam wypożyczyć książki, a zresztą książki nadal głównie interesują go w celach konsumpcyjnych lektury wypożycza starszy syn. Mówi, że to dla brata, ale nie czarujmy sie, dla brata to może przy okazji ;)

Tę książkę wybrał sobie jako pierwszą. Myślałam, że to będzie taka pozycja dla malutkich dzieci żłobkowych, a przecież Młody już przedszkolakiem jest. Myślałam, że po prostu nie będzie w niej tekstu, a same obrazki i po chwili Młody odda książkę bratu, bo to dla niego. Nic bardziej mylnego. 

Pozycja jest rewelacyjna. Ja się w niej zakochałam. Kartki są z grubego kartonu, więc ciężko je zniszczyć nawet młodszym dzieciom. Potrzebny jest nam mazak suchościeralny. Wtedy możemy zaczynać zabawę. Dziecko ma za zadanie narysować ślaczki po śladach, policzyć książeczki, dorysować jakiś element. Rewelacyjnie ćwiczy małe rączki dziecka, które dopiero zaczyna przygodę z pisaniem i "prawdzwym" rysowaniem. Gdy coś nam się nie uda lub nie jest idealnie to możemy wszystko zetrzeć i spróbować raz jeszcze. 

W serii jest jeszcze kilka książeczek. Każda pewnie równie rozwijająca. Gorąco polecam...

czwartek, 7 kwietnia 2016

Biletomistrzyni - My Little Pony

Tytuł - Biletomistrzyni
Wydawnictwo - Egmont
Ilość stron -24
Rok wydania - 2014




Któż z nas, Rodziców, nie zna bajek o kocykach, konikach. Są takie "słitaśne" ;) ale i mądre. Mój syn, mimo płci i teoretycznego zaszufladkowania, uwielbia tę bajkę. Mało tego, gdy w paśmie Dobranocek emitowane były odcinki My Little Pony to siadaliśmy całą rodziną i oglądaliśmy wszyscy, ja, mąż i starszy syn. Młodszy już spał, więc bajeczka nie była mu dana. Gdy zobaczyłam tę książeczkę w Żabce to oczywiście musiałam ją kupić.

"Biletomistrzyni" to trzeci odcinek pierwszego sezonu bajki. Najpierw oglądaliśmy dobranockę, a dopiero później w naszej biblioteczce pojawiła się wspomniana książka. Oczywiście film jest bardziej dokładny i zawiera więcej szczegółów, o których zapomniano w książce.

Twilight Sparkle otrzymuje od Księżniczki Celestii dwa bilety na Wielką Galę Galopu. Powoduje to rozpoczęcie kłótni między przyjaciółkami, ponieważ każda z nich chce się tam pojawić i każda z nich wiąże z tym wydarzeniem wielkie nadzieje. Applejack ustawiłaby stragan z jabłkami, a za zarobione pieniądze wyremontowałaby dach domu. Rainbow Dash chciałaby zachwycić wszystkich podniebnymi akrobacjami. Dla Pinkie Pie byłaby to najlepsza impreza w jej życiu. Rarity marzyłaby o poznaniu tam kocyka, któremu odda swoje serce. Fluttershy natomiast obejrzałaby ogrody podczas Wielkiej Gali. Twilight nie umiała zdecydować, której z przyjaciółek oferować wolny bilet. Tym bardziej, że każda na swój sposób próbuję "przekupić" ją, aby oddała bilet właśnie jej. W końcu zapada ostateczna decyzja. Twilight odsyła bilety Księżniczce ponieważ "Przyjaźń daje radość, gdy możemy dzielić się tym, co mamy". Jednak Księżniczka w odpowiedzi odsyła kucykom sześć biletów, aby wszystkie razem mogły pójść na Wielką Galę Galopu.

Historia o przyjaźni, taka życiowa, zwykła, normalna, z pięknym i mądrym zakończeniem. Nic tylko brać dobry przykład.

Książeczka nie jest tylko do czytania. W środku są naklejki, które przyklejamy na białe miejsca postaci na poszczególnych kartach. Wcześniej białe zwierzątka można oczywiście pokolorować. Wybór należy tylko do nas i naszych dzieci. Ilustracje są śliczne, kolorowe, proste i czytelne. Takie jak powinny być w książkach dedykowanych dla dzieci.

Jest to jedno z opowiadań z serii Koloruj, Czytaj, Naklejaj. Mamy jeszcze kilka innych tytułów. Nie są drogie i łatwo dostępne. Gorąco polecam.

piątek, 18 marca 2016

Konkurs na Wielkanocny Koszyczek.

Zbliżają się Święta Wielkanocne. Co nam się z nimi kojarzy? Koszyczek, kurczaczki, owieczki, bazie, jajeczka i ogólna radość oraz wiosna. 

Żłobek, do którego chodził mój starszy syn, a teraz "bawi" się w nim młodszy bierze udział w konkursie na najładniejszy koszyczek. Został zrobiony przez dzieciaków z małą pomocą żłobkowym ciotek. Ciocie są cudowne, żłobek jest świetny i naprawdę warto oddać akurat na nich swój głos. 

Prawda, że jest śliczny? Jest przepiękny...



Proszę więc lajkować, udostępniać i tym samym pomagać. Liczy się każdy mały głos, który może być na wagę złota.. 

konkurs na wielkanocny koszyczek


Dziękuję... 

 

Wesoły Ryjek i zima - Wojciech Widłak

Tytuł - Wesoły Ryjek i zima
Autor -  Wojciech Widłak
Wydawnictwo - Media Rodzina
Ilość stron -48
Rok wydania - 2015



Tym razem na pożegnanie zimy książka o zimie i Wesołym Ryjku.  To kolejna część przygód przeuroczego prosiaczka. Jednak każdą z książek o Ryjku można czytać oddzielnie i nie ma konieczności trzymania się jakiejkolwiek kolejności. 

To, że uwielbiamy Wesołego Ryjka to zapewne już wiecie. Jest cudowny. W tej części, tak jak i w poprzedniej, znajduję się kilkanaście opowiadań. Każde z nich jest osobną historią. Każde z nich jest zakończone morałem. Każde z nich jest świetne i nie wiem które podoba mi się najbardziej. 

Może to o żonie z racji tego, że przecież sama nią jestem. A dowiedzieć się, co żona na wspólnego ze śniegiem, świętami i szarlotką to doświadczenie wręcz bezcenne. Gdy dołożyć do tego prawdę o domowym ognisku czy historiach rodzinnych to wtedy mamy już naprawdę familijne historie.

Wszystkie opowiadania osadzone są w zimowym klimacie. Czytamy o śniegu, o nartach, o bitwie na śnieżki, świętach, kolędach i choince czyli o wszystkim co zimowe i świąteczne. Na samym końcu książki znajdziemy przepis na "ryjkowe" pierniczki - niestety nie wypróbowałam. 

Ilustracje mnie zachwycają, podobnie jak w poprzedniej części. Są takie jakie być powinny - proste, ładne i treściwe. Opowiadania są troszkę dłuższe niż w pierwszej części, ale dziecko spokojnie skupia uwagę na całym i nie traci głównego wątku...


Polecam.. a ja już czekam na dwie kolejne części opowiadań o Wesołym Ryjku.

czwartek, 25 lutego 2016

Ulubione wierszyki dwulatka

Tytuł - Ulubione wierszyki dwulatka
Wydawnictwo - Zielona Sowa
Ilość stron -48
Rok wydania - 2014






Ulubione wierszyki dwulatka to zbiór rymowanek dostosowanych do najmłodszych dzieci. Większość z wierszyków znam i pamiętam jeszcze ze swojego dzieciństwa. Mamy tutaj "Kotki dwa", "Stary niedźwiedź", "w pokoiku na stoliku" czy też "Kółko graniaste", czyli klasykę. Jest ich aż 35. Rymowanki są proste, łatwe i przyjemne, i co najlepsze możne je śpiewać, pokazywać i przy nich tańczyć. Bardzo łatwo je zapamiętać, więc syn szybko "czytał" je razem ze mną. Są cudowne.

Każdy z wierszyków jest przepiękne zilustrowany. Obrazki są idealne dla maluchów, bo mają jasny i rzeczowy przekaz. Ja jestem nimi zauroczono. Mają w sobie taką radość, a przy tym są też.

Mój starszy syn mimo że dwulatkiem już nie jest to często wraca do tej książeczki. Co najlepsze - "uczy" też wierszyków młodszego brata, który ledwie co roczek skończył.

W serii dostępne są jeszcze wierszyki dla trzy-, cztero- i pięciolatków.

poniedziałek, 8 lutego 2016

Jak tata się z nami bawił - Ulf Stark, Mati Lepp

Tytuł - Jak tata się z nami bawił
Autor -  Ulf Stark, Mati Lepp
Wydawnictwo - Zakamarki
Ilość stron -28
Rok wydania - 2011



Kolejna nowość w bibliotecznego Młodego. Nowość, bo nigdy nie miałam kontaktu z autorem ani nawet z wydawnictwem. 

" - Pobawimy się, chyba wiecie, co to jest zabawa. Wszystkie dzieci lubią się bawić"

Tata nie bawi się z dziećmi. Początek książki nie nastawiał pozytywnie. Bo i dlaczego ojciec nie bawi się z dziećmi. Nie spodobało mi się to, ale mimo zgrzytu czytaliśmy dalej. 

Zabawa w chowanie klucza na zasadzie popularnego ciepło - zimno. Tutaj dodatkowo "ptak, ryba czy pomidor" i przyznam, że tego dodatku nie znałam i nie praktykowałam podczas zabawy z dzieckiem ani jako dziecko. Niemniej jednak sens zabawy pozostaje ten sam. 

Pierwszy raz klucz zostaje schowany na żyrandolu, drugi w doniczce z kwiatkiem. Trzeci raz w ubikacji.... Niestety klucz nie został odnaleziony, a jedynie spłukany z wodą. 

Książka wywołała u mnie skrajne emocje. Z jednej strony te początkowe słowa, które tak mi się nie spodobały. Z drugiej strony takie gesty miłości, bliskości i opieki ze strony ojca. I to jest jej plus.

Kolejnym pozytywem są ilustrację zamieszczone w książce. Są naprawdę ładne, dokładne i takie "ludzkie". Historia opowiedziana jest z dużą dawką humoru, co także jest jej sporym plusem. 

Czy nam się podoba? Hmm ja się zniechęciłam a samym początku i mimo szczerych chęci nic już nie starło tego złego nastawienia. A dziecko też nie pokochało tej książki. Czytamy ją sporadycznie. Niemniej jednak trzeba przyznać, że gdy już po nią sięgamy to zawsze wywołuje uśmiech na twarzy syna i śmieje się głośno oraz szczerze.

piątek, 5 lutego 2016

Pieniek otwiera muzeum - Åshild Kanstad Johnsen

Tytuł - Pieniek otwiera muzeum
Autor -  Åshild Kanstad Johnsen
Wydawnictwo - Dwie siostry
Ilość stron -32
Rok wydania - 2014




" - Babciu! Co zrobić ze wszystkimi rzeczami, które się nigdzie nie mieszczą? - pyta Pieniek"



Pieniek uwielbia spacery po lesie. Z każdego spaceru wraca z nowymi skarbami, które zbiera, zbiera i zbiera. Każdy z nich opisuje, segreguje i schowa w odpowiednie miejsce. Jednak pewnego wtorku okazuje się, że jego mały domek w lesie nie pomieści już kolejnej nowej rzeczy. I co teraz? Na szczęście Pieniek ma babcie. Babcia mieszka w dużym mieście i zawsze służy dobrą radą. Pada pomysł otwarcie muzeum, gdzie wszystkie eksponaty Pieńka znajdą miejsce. Muzeum powstaje. Następuje wielkie otwarcie i każdego dnia "Pieniek pokazuje i opowiada. Robi miny, podskakuje, tańczy, rzuca się na ziemię, wywija koziołki i biega. Robi wszystko, żeby zadowolić publiczność". Po kilku dniach Pieniek jest zmęczony i to bardzo zmęczony, brakuje mu wtorkowych spacerów. Dzwoni więc do babci, ażeby i tym razem mu pomogła. Kobieta radzi, aby sfotografować wszystkie Skarby, zdjęcia wkleić do albumu i w tej postaci je przechowywać. Pieniek wraz z przyjacielem odkładają na miejsce wszystkie zgromadzone rzeczy, część do lasu, część do sklepu z antykami, część na pchli targ, część do odpowiednich pojemników do segregacji. 

Książka jest idealna dla dzieci - zbieraczy, które jak Pieniek magazynują Skarby. Zresztą nie jest to tylko przypadłość dzieci. My dorośli tez często mamy podobny problem. Historia uczy wielu rzeczy. Uczy czym jest wytrwałość, pasja, odpowiedzialność, a także segregacja śmieci czy też katalogowanie zbiorów muzealnych. 

Jest to jednak książka specyficzna. Mi, jako matce, się dość podoba. Jednak mojemu synowi nie przypadła do gustu. Przeczytaliśmy raz, drugi i więcej już nie poprosił o kolejny raz. Nie jego typ literatury. 

Książka jest ciekawa. Sam pomysł głównego bohatera jest dla mnie zaskoczeniem, bo przecież jest to Pieniek. I cała historia jest oryginalna. Wielkie brawa dla autora za pomysł. Chylę czoła. Ilustracji jest dużo, ale mnie przytłaczają tekstu. Równowaga jest zachowana. Mnie osobiście urzekła dbałość o każdy element stworzonego obrazu, każdy szczegół. 

Pozycję polecam, choćby z ciekawości, bo drugiej takiej książki nie znajdziecie.

wtorek, 2 lutego 2016

Wesoły Ryjek - Wojciech Widłak

Tytuł - Wesoły Ryjek
Autor -  Wojciech Widłak
Wydawnictwo - Media Rodzina
Ilość stron -48
Rok wydania - 2010





"Dzień dobry, nazywam się Wesoły Ryjek. Mam mamę, tatę, żółwia przytulankę, ogonek, no i ryjek. Myślę, że dlatego właśnie rodzice tak mnie nazwali - bo po prostu jestem Wesoły Ryjek" 

Książeczka składa się z 11 opowiadań o Wesołym Ryjku. Są one krótkie, więc nawet małe dziecko nie zdąży się znudzić i stracić wątku. W każdym z nich dzieje się coś innego, zdarza się nowa historia. Każe opowiadanie zakończone jest morałem, czyli tym czego nowego Ryjek się właśnie dowiedział. Bajeczki są proste, ale mądre i pouczające, mają przekaz. Czasem morał jest na pozór zabawny, lecz po dłuższym zastanowieniu niezwykle interesujący. Bardzo przypadł mi do gustu humor książki, idealnie pasuje dla naszej rodziny. 

Szata graficzna też mnie zachwyca. Obrazki nie są przesadzone. Dla mnie są idealne. Proste, przejrzyste, obrazujące tekst. Choć nie są takie śliczniutkie i wymuskane to dla mnie są akuratne. I dla mojego synka także.

Główny bohater jest przecudowny. Ja go uwielbiam, syn go uwielbia i dzieci w przedszkolu także. Chyba nie da się go nie lubić. Jest tak sympatyczny, prostolinijny i szczery, że rozbraja nas na łopatki. 

Jesteśmy wielkimi fanami tej książki. Polecam ją każdemu dziecku wraz z rodzicami. My mamy już kolejną jej część i szczerze, to nie mogę się doczekać następnej.

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Prosimy o usunięcie Littles Pet Shop z dobranocek TVP ABC

Dziś postanowiłam spróbować coś zmienić. Może akurat się uda. Może damy znać, że coś nie jest tak jak być powinno. Może zaznaczymy, że nie wszyscy tolerują rzeczy płytkie. 








Jak już kiedyś pisałam Littles Pet Shop to wg mnie jedna z najbardziej głupich bajek, jakie było mi dane obejrzeć. Nie ukazuje żadnych wartości, nie przekazuje jakiejkolwiek pozytywnej treści. Szkoda, żeby nasze dzieci oglądały to codziennie wieczorem. Tak, oczywiście mogę wyłączyć wtedy telewizor, ale nie o to chodzi. TVP ABC kreuje się na "lepszą" telewizję dla dzieci i za taką ją uważałam. Trzymajmy więc fason i nie zaczynajmy upowszechniać kiczu. Pokazujmy dzieciom coś, na co nie szkoda czasu. A jedyny skutek tej bajki to strata czasu i niepotrzebne "promieniowanie" przed telewizorem... 

Zapraszam do wydarzenia wykreowanego na FB.

https://www.facebook.com/events/221922661488437/


sobota, 23 stycznia 2016

Littles Pet Shop

Mój starszy syn codziennie wieczorem ogląda dobranocki w telewizji TVP ABC. Między 19 a 20 telewizor należy do niego. Bajki bywają różne, z reguły jednak pozytywne, z jakimś morałem i nawet my, jako rodzice, z chęcią oglądamy je razem z synem. 

Niestety od jakiegoś czasu w pakiecie dobranockowym pojawiła się nowa pozycja - Littlest Pet Shop.


Masakra. Bajka bez jakiekolwiek sensu. Bajka, która nie uczy niczego. Bajka, która nie przekazuje dzieciom żadnych wartości. Jednym słowem bajka, tak po prostu, głupia. Niestety syn ogląda, bo to już taki rytuał, że te wieczorne bajki ogląda zawsze gdy tylko jesteśmy w domu. I nie chcę mu zabierać tej drobnej przyjemności.
Szkoda, że taki kanał jak TVP ABC, który wydaje mi się "mądrym" kanałem dla dzieci, zdecydował się na emisję czegoś takiego. Bardzo jestem ciekawa czym kierowano się podczas wyboru akurat tej bajki na dobranoc. 

Może ja mam złe mniemanie o tej bajce? Może ktoś jest w stanie wyjaśnić mi jej fenomen? Ja nie pojmuję. Te małe zwierzątka ani nie są mądre ani ładne ani nie wyróżniają się niczym godnym uwagi... 

Z niecierpliwością czekam na zmianę bajki - dobranocki. Gdybym tylko wiedziała kiedy to będzie to skreślałabym dni w kalendarzu. 

czwartek, 21 stycznia 2016

Wygraliśmy

Hip Hip Hura Hip Hip Hura Hip Hip Hura Hura Hura...

Na blogu Ejotka pojawił się jakiś czas temu konkurs, w którym można było wygrać jedną z książek wydawnictwa Adamada. Wzięliśmy w nim udział i udało nam się wygrać. Zadaniem było przekonanie jury, że to właśnie my powinniśmy wygrać książeczkę i że to nas ucieszy najbardziej.



Napisaliśmy coś takiego..

Dlaczego My? Bo...
1. Nie mamy jeszcze żadnej z książeczek wydawnictwa
2. Bardzo chcemy mieć książeczkę wydawnictwa.
3. Mój starszy Synek uwielbia książeczki, kolorowanki..
4. Nasz budżet domowy czasem nie "obsługuję' już coraz to nowych pozycji do czytania, oglądania, kolorowania.
5. Gdy Starszy wyrośnie całą biblioteczkę przejmię młodsza Latorośl, więc prezent dla dwóch chłopaków jednocześnie.
6. Książeczki wydają się ciekawe i oryginalne w treści.
7. Książeczki są pięknie ilustrowane i dla samych "obrazków" warto byłoby je mieć.
8. Uwielbiamy coś wygrywać.
9. Nie mamy jeszcze żadnej książeczki, w której wilk nie jest tym złym....
10. Mamy w domu psa, więc i książeczka o kocio-psich przygodach byłaby jak znalazł.
11. A dlaczego akurat nie my?
12. Bo nie potrafimy pisać wierszy, rymowanek i układać przeróznych rymów, a mimo to mamy naprawdę szczere chęci.
13. Ponieważ wygrana bardzo by nas ucieszyła.
14. A Młody cieszy się wręcz wybitnie, podskakuje i krzyczy Hura Hura, a jego mina przy tym jest bezcenna.
15. Wygrana w konkursie byłaby pozytywnym wrażeniem, a takie momenty trzeba kolekcjonować i starać się mieć ich jak najwięcej.
16. Idealnie zmieści się jeszcze na półce z książkami mojego syna.
17. Zdecydowanie nie będzie czytana tylko jeden raz.
18. Spędzimy z synem miłe chwile wieczorem podczas czytania.
19. Kolejny raz zaskoczymy Panią Przedszkolankę nową, oryginalną pozycją książkową, którą przyniesiemy do czytania w czasie grupowego relaksu (żeby nie napisać spania).
20. Książka strafi pod przedszkolną "strzechę" i zapozna się z nią cała grupa przedszkolaków.
21. Miło jest coś dostawać, mała rzecz a cieszy.

I mamy już w domu książeczkę o dobrym wilku.





Dodatkowo dostaliśmy zakładki i karteczki.

Dziękujemy...

piątek, 15 stycznia 2016

Opowiem Ci mamo, co robią auta - Nowicki Artur, Brykczyński Marcin

Tytuł - Opowiem Ci mamo, co robią auta
Autor -  Nowicki Artur, Brykczyński Marcin
Wydawnictwo - Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Ilość stron -28
Rok wydania - 2014


Zanim sięgnęłam po tą książkę słyszałam, czytałam o niej wiele dobrego. I wiecie co? Rozczarowałam się niezmiernie. Myślałam, że książka będzie pouczająca, że dowiemy się z niej czegoś nowego o samochodach, że poszerzy nasze (no dobra głównie moje) motoryzacyjne horyzonty. Nic z tego. Brakuje mi tego typowego tekstu, ciekawostek o autach.

W książce jest bardzo mało tekstu, a ten który jest to bardziej zadania do wykonania. Fakt zadania i łamigłówki są ciekawe. Syn z chęcią je rozwiązywał, i to nie jeden raz. Poradził sobie ze wszystkimi, no może z jedną miał problem, ale daliśmy wspólnie radę. Zadania są przeróżne m.in. znajdź różnicę, policz, pokaż co nie pasuję. Jest to ciekawa forma łamigłówek ćwiczący umiejętności dziecka. 

Ogromnym plusem książki są ilustracje. Obrazki są piękne, zawierają wiele szczegółów. Intrygują małego czytelnika. Zachęcają do opowiadania o tym co się na nich dzieje. To największy pozytyw. 

Nie wyobrażam sobie dziecka sześcioletniego zajmującego się tą książką. Mój starszy syn (prawie trzy i pół roku) jest nią zainteresowany i wydaje mi się, że to jest akurat wiek, dla którego pozycja jest dedykowana. Po "przerobieniu" jej kolejny raz odpowiedzi zna już na pamięć i na wszystko odpowiada machinalnie bez zastanowienia się.

Nie jest to typowa książka do czytania. Jest to zbiór zadań do rozwiązania. Jest to także ogromna zachęta to rozmowy z dzieckiem i opowiadania o tym, co robią auta. I jako taka "inna" książka jest dobra. 


poniedziałek, 11 stycznia 2016

Wkrótce będę przedszkolakiem - Karolina Turek

Tytuł - Wkrótce będę przedszkolakiem
Autor -  Karolina Turek
Wydawnictwo - CEBP
Ilość stron -38
Rok wydania - 2015


 Książkę dostał mój syn podczas dni adaptacyjnych w przedszkolu. Bardzo się ucieszył. Książeczka jest strzałem w dziesiątkę. Przedszkole jest super.

Książka składa się jakby z dwóch części połączonych osobą sympatycznego Adasia - chłopcem ze starszej grupy przedszkolnej. To on "oprowadza" dziecko po przedszkolu. Pierwsza części to "Za krokiem krok - co powinien wiedzieć mały przedszkolak", a druga to "Pierwszy dzień w przedszkolu". Na początku Adam opowiada, jak najlepiej przygotować się do przedszkola i czego trzeba się nauczyć przed pierwszym dniem. Następnie przedstawia pierwszy dzień w przedszkolu, opisuje kolejne jego etapy. Dziecko dowiaduje się, co znajduje się w przedszkolu, jakie są kąciki zabaw. Wszystko staje się bardziej "jego", bardziej znajome, a przez to mniej straszne.

Na jednej z ostatnich stron znajduje się wierszyk, który mój syn powtarzał codziennie przed spaniem.

Ja, przedszkolak dzielny,
uroczyście obiecuję - 
będę słuchał mojej pani,
nie grymasił ani, ani!
Dzielił się będę zabawkami
z koleżankami i kolegami!

Przedszkole jest super. Książeczkę polecam wszystkim przyszłym przedszkolakom. 

niedziela, 10 stycznia 2016

Złota księga bajek

Tytuł - Złota księga bajek
Wydawnictwo -Siedmioróg
Ilość stron - 272
Rok wydania - 2012





Muszę Wam coś zdradzić... Nie lubię tradycyjnych bajek, nie lubię ich czytać, nie odpowiadają mi i gdy tylko mam okazję to wolę zamienić je na cokolwiek innego. Syn różnie, bywa taki czas, że po tę książkę sięgał codziennie wieczorem, teraz sporadycznie. Bardziej spodobały mu się te nowsze, inne, mniej tradycyjne lektury. 

W książce znajduje się 17 bajek. Jest Piękna i Bestia, jest Kopciuszek, jest Czerwony Kapturek, są Trzy Świnki, jest Jaś i Małgosia, jest Złotowłosa, są Muzykanci z Bremy, jest Siedem koźlątek i kilka innych pozycji. Wszystko, co pamiętamy z dzieciństwa. Cała klasyka...

Niewątpliwym plusem książki jest spis treści, który jest w formie obrazkowej. Pod tytułem jest ilustracja z danej bajki. Dzięki temu syn może sam wskazać, którą bajkę mu przeczytać. Nie ma już zgadywania, o którą bajkę dziecku chodzi. Bardzo przydatna opcja choć niestety rzadko spotykana w książkach dla dzieci.

Ilustracje w książce są ładne. Tekstu nie jest na stronie zbyt wiele, co też odpowiada małemu czytelnikowi. Jednak ja nie przepadam za tymi bajkami. Tak wiem, że każda ma morał i kończy się jakimś pouczającym zdaniem. Tyle, że nie odpowiada mi treść, przebieg bajki - wilk zjadający głównych bohaterów, zła wiedźma i inni tego pokroju. Mój syn pytał np. dlaczego wilk zjadł koźlątka i jak ich mama rozcięła mu brzuch? Jakoś mu to wytłumaczyłam, że to tylko bajka i taka przenośnia. Gorzej było w przedszkolu, gdy czytałam bajki wszystkim przedszkolakom. Niektóre z nich wręcz wystraszyły się złego wilka i aż odskoczyły podczas czytania. Ja jednak wolę bajki bez "złego wilka". 

Mimo moich obiekcji książkę polecam, gdyż jest to klasyka, a tę znać trzeba. Bo jakie to byłoby dzieciństwo bez bajek braci Grimm, pana Andersena czy Perraulta?

wtorek, 5 stycznia 2016

Posłuchaj ze mną Mamo, Tato

Dziś nie będzie o tradycyjnych książkach. Będzie o książkach do słuchania, o audiobookach. Jakiś czas temu kupiliśmy Młodemu pierwszą płytę, o taką....


..i od tego dnia słuchania jest przed spaniem niemal codziennie. Przygody pszczółki Mai. Wybraliśmy tytuł Alarm niedźwiedziowy. W komplecie jest książeczka oraz właśnie audiobook. Rozwiązanie, moim zdaniem, bardzo fajne. Dziecko może słuchać bajeczki i śledzić ją w książce, co ułatwiają barwne ilustracje. 

Dziś poszłam do biblioteki posiadającej w swoim zbiorze właśnie audiobooki i mam trzy nowe pozycje. 

Pierwsza w oczy rzuciła mi się płyta z wizerunkiem dobrze mi znanego słonia Elmera. Oczywiście nie mogłam jej ominąć. Mamy tę oto. 

Płyta zawiera 8 historii o słoniu w kratkę. Większą cześć z nich mamy w formie książkowej i znamy, a niektóre będą dla nas zupełną nowością. Już nie mogę się doczekać, gdy będziemy słuchać przygód Elmera. 

Kolejna pozycja to Wielka księga przygód Reksia. Czyta Jerzy Stuhr. 


Tutaj także bajek jest sporo, dokładnie aż 25. Są krótkie, bo najdłuższa ma 6:44minuty. Mój syn bardzo lubił oglądać bajki o Reksiu, więc myślę, że i słuchowiska przypadną mu do gustu.

I ostatni audiobook to znowu przygody pszczółki Mai.



Tym razem mamy do czynienia z kompletem o tytule Królewski relaks. Tak jak w poprzednim jest książeczka i płyta. Tak się składa, że tę historię o Mai mamy także jako osobną książkę i czytałam ją dokładnie wczoraj. Specjalnie wybrałam coś, co Młody zna, gdyż jestem ciekawa jego reakcji Tekst w książce u nas w domu i w tej z biblioteki nieznacznie się różni użytymi słowami i dialogami. 

Do audiobooków dla dzieci dorastałam bardzo długo. Mijałam je na półce i zawsze przechodziłam obok. Teraz żałuję, że tak późno zakupiłam pierwszy. Gdy poczytamy wieczorne bajki na dobranoc włączam synowi właśnie płytę z bajką i przy niej zasypia.



sobota, 2 stycznia 2016

Poznaj samoloty z Karolem

Tytuł - Poznaj samoloty z Karolem
Autor -  Nathalie Belineau
Wydawnictwo - Olesiejuk
Ilość stron - 14
Rok wydania - 2015


Książeczka z serii Mały Chłopiec, a może jakby kontynuacja książeczki "Samolot Karola". Dziecko poznaje rodzaje samolotów - pasażerskie, gaśnicze, starodawne turystyczne oraz myśliwce. Na każdej dwustronie omawiamy jest inny z nich. Zamieszczony tekst jest lakoniczny, zaledwie czerolinijkowy. Z lewej strony znajdują się pytania i zadania nawiązujące do konkretnego samolotu. Dziecko ma coś pokazać (np śmigło), policzyć, wskazać lub odpowiedzieć na pytanie. Z prawej strony są małe kółka z obrazkami "wyciętymi" ze strony i zadaniem dziecka jest wskazanie miejsca, z którego pochodzą. 

Synowi książeczka się spodobała. Lubi szukać skąd pochodzi element obrazka, odpowiadać na pytania i rozwiązywać zamieszczone zagadki. Ja jednak jestem dość neutralnie do niej nastawiona i nie darzę jej zbyt wielkim entuzjazmem. Uważam, że mój trzylatek już po kilku razach zna ją niemalże na pamięć i wszystkie zadania wykonuje odruchowo. Polecam dla młodszych dzieci. Choć oczywiście przyznaję, że to dzięki niej dowiedział się o istnieniu samolotów gaśniczych i myśliwców (chyba że Tata z nim o tym rozmawiam, a ja nie zakodowałam tego faktu). Dla mnie jest to książeczka na raz, góra pięć razów, żeby przeczytać, przyswoić nowe słowa, zwroty i najlepiej przekazać dalej kolejnemu dziecku. Plusem są ilustracje, naprawdę kolorowe i ładne. 

Książeczka jest jedną z wielu w serii. Sama nie kupię (uważam, że za tę cenę można dostać lepsze pozycje książkowe dla dzieci), może pożyczę jedynie na chwilę.

Przepraszam

Przepraszam, że nie było życzeń bożonarodzeniowych, ani noworocznych.

Przepraszam, że nie życzyłam wszystkiego dobrego, spełnienia marzeń i wygrania szóstki w lotto.

Przepraszam, że nie było zdjęcia choinki, prezentów ani niczego świątecznego.

Przepraszam, że nie pisałam przez ładny kawałek czasu.

Przepraszam, że zwyczajnie mnie nie było.






Nie będę się tłumaczyć. Musicie uwierzyć, że miałam powód, dla mnie niezwykle ważny, taki priorytetowy. Ale już wracam, już jestem.

Mamy kilka nowych pozycji książkowych, niektóre lepsze, niektóre gorsze. Wszystko po kolei, wszystko w swoim czasie.